Mama powiedziała mi, że żałobę po siostrze nosi się przez pół roku. Wierzy w to, bo gdzieś tak przeczytała. A ja czuję, że żałoba nie musi być czarna. Żałoba może mieć kolor oliwkowej zieleni lub pudrowego różu w zależności od pogody i pory roku. Może być nawet żółta… To bez znaczenia. Wiem, że cioteczka powiedziałaby: „Malwiś! A ubierz sobie Ty co chcesz. A idź sobie nawet na dyskotekę i potańcz sobie! I weź te ciasteczka!”.
Można sobie płakać. I można sobie tańczyć. Można sobie nawet płakać tańcząc. Można sobie krzyczeć w poduszkę. Można walić gałęzią o ziemie. To bardzo uwalniające.
Byłam w lesie. I płakałam. Patrzyłam na puste, przeorane pole. Czułam wiatr na całym ciele. I płakałam sobie… Ot tak. I było mi lżej.
Jeśli przyjdzie Ci urządzać mój pogrzeb, zakop moje ciało gdzieś w tym lesie, pod drzewem, tak jakbyś zakopywał zdechłego kota. Dla mnie to nawet miłe… I nie mów nikomu. Powiedz wszystkim, że zniknęłam i, że nie wiesz, gdzie mnie szukać.
Albo zrób z tego fajną imprezę. Zaproś magika, który urządzi pokaz czarów, który będzie wyciągał kaczki z kapelusza. Niech dzieci biegają i śmieją się w głos. Zamów kolorowy tort i babeczki ociekające lukrem. Zaproś wróżkę robiącą mydlane bańki. Zrób jakiś koncert bluesa. Albo zaproś jakiś kabaret. Albo zaproś stendapera. Tą grubą Panią, albo tą chudą, którą czasami potajemnie oglądam na szortsach. Poproś ją o jakieś niesmaczne żarty o zmarłej.
Napijcie się kakao. Grajcie na gitarach. Palcie ogniska i tańczcie całą noc, aż do rana. That is okej. To nie jest na serio.
Mój tata uważa, że moje śpiewanie to straszne smęty… Nie zabieram więc ukulele, gdy go odwiedzam. Ale mam niecny plan. Jeśli dane mi będzie stać obok jego trumny, zaśpiewam i zagram mu wszystkie moje smętne pieśni. Już nie będzie miał jak uciec. O! Wielka gulo smutku w gardle trzymaj się ode mnie wtedy z daleka. Ale najpierw, pójdę za nim do tej cichej przestrzeni, aby wiedział, że nie ma się tam czego bać. Że nigdy nie był i, że nigdy nie będzie sam.
Że kocham zawsze.