Niosąc medycynę

Każda z nas nosi w sobie medycynę.

Każda z nas ma narzedzia, które mogą pomóc jej w uzdrowieniu, w powrocie do równowagi, w poczuciu siebie, w odnalezieniu się w życiu, w odzyskaniu kontaktu ze swoim ciałem, ze sobą… Czegokolwiek teraz potrzebujesz, masz do tego dostęp. Masz to w swoim zasięgu.

Pamiętam ze szkoły jak zmuszano mnie do gry na flecie, chociaż nie potrafiłam zapamietać nut, pamietam jak kazano mi malować, a ja w sumie nie umiałam tak dobrze jak inni, i wcale nie podobało mi się używanie tych suchych pasteli. Kazano mi śpiewać w każdy czwartek od 11.00 do 11.45. Kazano mi malować w każdy wtorek przez 45 minut. Jeśli nie skończyłam swojego obrazka, mogłam dokończyć go za tydzień. Kazano mi recytować wiersze i pisać opowiadania. Kazano mi. Zmuszano mnie ocenami, abym robiła to jak najlepiej. Nikogo nie obchodziło czy ja w ogóle mam na to ochotę.

Nikt nie powiedział mi, że to nie chodzi o idealne odśpiewanie pieśni o żołnierzach i karabinach, tylko o odnalezienie swojego własnego głosu. Swojego rytmu. Swojego tempa. O odnalezienie siebie…

Nikt nie powiedział mi, że malować można abstrakcję i po prostu dobrze się bawić brudząc się farbą. Nie powiedziano mi, że pisanie może być formą zgłębiania siebie, układania w szufladach umysły tego, co rozsypane.

Więc nie malowałam, nie śpiewałam, nie grałam na żadnych instrumentach. Nie dawało mi to przyjemności. Było to niemiłe, nieprzyjemne i pełne przemocy. Czy można kogoś zmusić do kreatywności? Zmusić do radości?

Naturalna kreatywność to piękna medycyna, do której odnajduję drogę od kilku lat. Odnajduję drogę sama. Bo nikt mi wcześniej jej nie wskazał.

Pamiętam takie noce, kiedy zamykałam się w łazience, słuchałam muzyki z płyt winylowych, i malowałam niewiadomoco. Nie chodziło o to, co z tego wyjdzie, ale o spędzenie czasu ze sobą, o kreatywność, o dobrą zabawę. Rozkładałam później te moje obrazy w salonie i przypatrywałam się im pod różnymi kontami i w różnym oświetleniu. Uwielbiałam farby świecące w ultrafiolecie.

Miałam zeszyty, nadal mam, w którym sobie po prostu piszę, zapisuję, rysuję.

Pamiętam takie noce, kiedy ze słuchawkami w uszach, tańczyłam nocą przed domem. Sama. W ciemności. Bez ocen i bez innych oczu.

Pamiętam wieczór, kiedy zamknęłam się w sypialni i zrobiłam sobie sama masaż całego ciała. Przy świecach. Z kadzidłami. Z jakimś super olejkiem, który dostałam w prezencie.

Kiedy jest mi najtrudniej, wyciągam ukulele i śpiewam. Im dłużej śpiewam, tym robi mi się lepiej. Karmię wtedy samą siebie.

Teraz wychodzę z domu, w najciemniejszą noc, niosąc moją medycynę ze sobą. Uderzam pałką w bęben i śpiewam. Patrzę w gwiazdy. Bosymi stopami dotykając Matki Ziemi. Niech wszystkie istoty żywe, będą szczęśliwe. Oto moje błogosławieństwo.

Jak nasycić się sobą? Będąc sobą. Pozwalając sobie na kreatywność. Pozwalając, aby energia kreatywności, energia z mojego łona, przepływała przeze mnie bez przeszkód. I rozbryzgiwała się jak krople wodospadu na wszystkie cztery strony świata. Moc Czerownej Boginii, moc łona, energia seksualna, kreatywność… To wspaniała medycyna, dzięki której wracam do siebie. Dzięki której uzdrawiam siebie.