W planetarium

Idę poboczem drogi. Moje stopy brodzą w niewysokiej trawie. Idę boso. Czuję poranną rosę. Idę powoli. Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. Zaraz rodzę. Inni ludzie biegną. Biegną obok mnie. I ja wiem, że powinnam się spieszyć. Próbuje więc biec razem z nimi. Mój brzuch jest jednak tak duży i ciężki, że nie jestem w stanie za nimi nadążyć. Może jednak uda mi się dotrzeć na czas.

Jestem. Zebraliśmy się wszyscy w jaskini. Szykuje się wielki festiwal. Wielkie święto. Ktoś wiesza ozdoby i girlandy, a podłoga wyłożona jest dywanami i poduszkami. Ludzie siedzą w Kręgu. To moje plemie. Siedzę wewnątrz Kręgu i czuje jak dziecko porusza się w moim brzuchu. Wręcz tańczy. Jego ruchy widoczne są przez skórę. Oto paluszki dłoni. Oto kolanko. Oto bioderko. Pozwalam niektórym osobom, aby dotknęły brzucha. Jest to przedziwne uczucie. Takie prawdziwe. Naprawdę czuję to dziecko w sobie. Dziecko. Nowe życie.

Zaraz będę rodzić. To już ostatni moment. Zaczyna się. Trwa to tylko kilka chwil. Nie boli. Jest radosne i przyjemne. Nadal stoję pośrodku Kręgu, zagarniam tylko kilka poduszek i proszę, aby w razie czego, ktoś złapał dziecko, aby nie upadlo na ziemię. Ktoś mówi, abym się nie martwiła, że złapię je sama bez problemu. I tak też się dzieje. Wyłaniają się ze mnie najpierw dwie, dzieciece nogi. Rozsądek podpowiada mi, że to nie jest najlepsze ułożenie, ale łapie te nóżki, jakoś manewruje małym ciałkiem, obracam je i wyskakuje ze mnie całe niemowle. Od razu podnoszę je do góry i przytulam do piersi.

To magiczny moment. Oddycham. Czuję. Przytulam. Jest. Jego małe usteczka chcąc ssać. Przykładam je więc do piersi.Tak. Urodziłam tak jak chciałam.

Jestem daleko od domu. Widzę budynek na horyzoncie. Oddziela mnie od niego całe miasto. Będę szła bardzo długo. Nie mam dużo czasu, bo przecież czeka na mnie Jasiek. Wzbijam się wiec do góry i płynę. Płynę w niebie. Jestem coraz bliżej domu. W jednym oknie stoi moja mama. Tata stoi w drugim i macha do mnie. Macham i ja. Tata przesuwa się, robi mi miejsce, a ja wpływam do mieszkania na czwartym piętrze przez okno.

Jan śpi w pokoju.

Sny bywają bardzo terapeutyczne.

Zapach Ziemi