Kobiety, które noszą nie tylko kwiaty

Dzisiaj nie będzie o goździkach. Nie będzie o rajstopach. Nie będzie o dietach cud z pudełka. Nie będzie o czekoladkach. Nie będzie o kosmetykach i sztuce makijażu. Nie będzie o sukcesie, urodzie i szczęściu w miłości… O tym łatwo mówić…

Będzie o kobietach, które dźwigają zbyt wiele. Będzie o kobietach, które milczą. O kobietach, które płaczą, gdy nikt nie widzi. O kobietach, którym brakuje sensu, aby dźwignąć się z łóżka. To opowieść o tych wszystkich imionach, które nie zostały nadane. O imionach, których nie wypowiadamy głośno. To madrygał, pieśń, wspomnienie, o tych wszystkich dzieciach, które są naszymi gwiazdami na niebie.

Kobieta. Boskie naczynie, w którym dojrzewa życie. Kobieta. Boski portal, przez które życie może rozlewać się szerokim strumieniem na cały świat. Kobieta. Boskie naczynie, w którym życie, tak jak może się rozpocząć, może się też skończyć. Kobieta. Którą wypełnia śmierć. Kobieta, która śmierć przez siebie przepuszcza w każdy księżyc. Tak, tak jak dźwigamy życie, tak dźwigamy również śmierć. W kobiecym łonie życie może się rozpocząć, ale może się też zakończyć.

Życie widać. Śmierć, choć niewidoczna, jest bardzo obecna. Jako kobiety, nosimy tą śmierć zawsze przy sobie. Dźwigamy ją w sercach, w umysłach i w naszych brzuchach. Czasami aż trudno nam oddychać.

Mamy dzieci, które widać. Które biegają za nami krzycząc: Mama! Ale mamy też dzieci, których nie widać. Mamy dzieci wymarzone, na które już nigdy nie przyjdzie właściwa pora. Mamy dzieci, które widzimy tylko my same w przypadkowych twarzach. Mamy dzieci, które widzimy w naszych wspomnieniach i w snach. Na ukrytych między kartami książek zdjęciach z USG. Widzimy je, patrząc na zabawki, którymi już nigdy się nie pobawią. Widzimy je, patrząc na dzieci grające w piłkę, z którymi nasze już nigdy nie wejdzie w szranki. Nie wszystkie dzieci mają swoje miejsce na cmentarzu, które możemy oporządzić i przyozdobić z miłością i czułością. Niektóre groby nosimy nieustannie w sobie. Niektóre groby to jedynie kilka kamieni usypanych w imię pożegnania. Nie wiem co jest lepsze. Nie wiem z czym jest trudniej, a z czym łatwiej.

Kobiety. Piękne. Umalowane i odziane w sukienki. Uśmiechają się do siebie w Dzień Kobiet. Całe szczęście straty nie widać. To brzemie jest niewidzialne dla innych. Przez kilka godzin może być w porządku. Można wyglądać na taką, u której wszystko jest okej. Nikt nie widzi strachów i lęków. Nikt nie widzi łez, krzyków i lamentów. Nikt, kiedy na nas patrzy, nie widzi zażytych przez nas pigułek „dzień po”, nie widzi robionych przez nas testów ciążowych w lazienkach supermarketów czy domów kultury, nie widzi podjętych decyzji o nielegalnych aborcjach, nie widzi poronień, dzieci, które urodziły się martwe, nie widzi dzieci, które odeszły. Nikt, oprocz nas, nie słyszy w swojej głowie słów: „to tylko wyskrobiny”. Nikt, oprócz nas, nie czuje tego, co czułyśmy my, gdy śmieć z czułością dotknęła naszego łona.

Co drugi człowiek w USA czuję się samotny. Ile kobiet w Polsce czuje się samotnych? Ile kobiet nie ma z kim porozmawiać? Ile kobiet nie wie nawet z kim porozmawiać? Jak wiele z nas niesie zbyt wiele? Jak wiele z nas nie wie, co z tym zrobić? Jak wiele z nas upycha gdzieś w swoim wnętrzu ból? Jak długo jeszcze będziemy go nieść ze sobą wszędzie tam, dokąd pójdziemy?

Jesteśmy połową tego świata. Czy nadszedł już czas, aby powiedzieć głośno, że jesteśmy? Że czujemy? Że doświadczamy?

Kobiety w moim rodzie niosą w sobie życie i niosą w sobie śmierć. Drzewo genealogiczne pełne jest nienadanych imion. Dzieci, nigdy nie przyjętych do rodu. Dzieci, o których nikt nie mówi. Dzieci, o które nikt nie pyta. Dzieci chcianych i tych, na które nie był to dobry moment.

Być może i Ty, nadal dźwigasz zbyt wiele?

Możesz już odłożyć swój kamień gdzieś pod pięknym, dostojnym drzewem. On nie zniknie. Ale będzie Ci lżej iść. Będziesz mogła do niego wrócić, kiedy tylko poczujesz. On zostanie tam na zawsze. Będzie nadal ciepły, kiedy do niego przyjdziesz. Kiedy go znowu dotkniesz… Nieustannie ogrzewa go ciepło Twojej miłości.