O ciele

Czego dzisiaj uczy mnie praca z medycyną Kambo? Uczy mnie czucia mojego własnego ciała. Podążania za nim. Tak dużo się dzisiaj mówi o powrocie do czucia. I ja, wracam do czucia. Ciało, wehikuł, który niesie mnie przez życie. Ciało, wspaniały przejaw wszystkiego, co dzieje się w umyśle. Ciało, dzięki któremu mogę przejawiać się w ziemskiej materii.

Kiedy zasypiam, moje ciało nie znika. Ale ja, mogę istnieć gdzieś poza nim. Mogę przeżywać przygody, tańczyć i śpiewać, chociaż ciało nawet nie drgnie. Pomimo, że nie mam skrzydeł, mogę nawet latać. Mogę żyć na dwa różne sposoby. Mogę żyć tak, jakby moje ciało nie istniało. W oderwaniu od niego. Mogę robić wszystko co chce zrobić moja głowa, w granicach możliwości mojego ciała. Mogę próbować przekraczać ciało. Mogę nawet je gwałcić, kiedy nie chce robić tego, czego żąda od niego moja głowa.

Ale mogę też żyć słuchając ciała, i traktując je jak przyjaciela. Jak radio, które przekształca niewidzialne fale, na coś, co można poczuć.

Słowa… ot, słowa… Ale każdy z nas wie, że mogą one ranić. Mnie zraniły ostatnio te słowa dobre. Te, mówiące, że jestem okej, że dobrze robie swoją robotę. Umysł słuchał, przyjmował, a ciało czuło, jakby przeszywały je pociski. Dlaczego? Nie wiem. Rozpoznaję, co to dla mnie znaczyło. Rozpoznaję, co to było. Nie wiem, kogo zapytać. Nie pytam wiec nikogo. Może kiedyś się dowiem. Nie widzę sensu w spekulacjach.

Pozwalam sobie nie wiedzieć. Pozwalam sobie nie oceniać. Pozwalam sobie przyjmować z ciekawością. Obserwuję, jak moje ciało się otwiera. Obserwuję, kiedy się zamyka. Obserwuję, kiedy zaciska się w jakimś miejscu w jakichś okolicznościach. Obserwuję, kiedyś coś w nim pęka. Obserwuję, kiedy nie chce się ono poruszyć. Obserwuję, kiedy chce zwolnić. Obserwuję, kiedy chce przyspieszyć i biec.